Wiem, dawno mie tu nie było, trudno mi teraz cokolwiek będzie ogarnąć. Zrobiłem sobie mega przerwę w blogowaniu a teraz chce się z wami podzielić tym, co przeżyłem podczas XXXII Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej.
Jeszcze nie całkiem opadł kurz na pielgrzymim szlaku na Jasną Górę a mnie już jakoś tak dziwnie tęskno do drogi… Niezwykłe to
uczucie, zważywszy na przemęczone ciało (obolałe stopy w moim przypadku, lewa stopa dawała się we znaki przez jakieś 8 dni pielgrzymki, spalona słońcem
skóra, braki w spaniu..) które podpowiada co innego, natomiast duch,
zupełnie jak w Piśmie Świętym – dziwnie „ochoczy”… Myślę że ów stan
umysłu i sił jest najlepszym potwierdzeniem wielokrotnie i
na różne sposoby poszukiwanego tzw. „fenomenu pielgrzymowania” – jego
źródła i sensu dla nas wszystkich jak i każdego z osobna. Niezwykła
atmosfera modlitwy w drodze, spotkanie i możliwość bycia z Panem w ciągu 10 dni pielgrzymowania oraz silna obecność
kroczącego pośród nas Ducha Bożego sprawia, że po prostu chce się iść
czerpiąc całymi garściami z tego przedziwnego czasu „rekolekcji w
drodze”, bez względu na pogodę czy niepogodę, nie myśląc o zmęczeniu i
licznych niewygodach, które w codziennych warunkach powodowałyby
dyskomfort nie pozwalający normalnie funkcjonować.
W ty roku hasłem naszego pielgrzymowania była szczególna prośba do Matki Bożej "Daj Świadków! O jakich Świadków prosiliśmy zaraz wyjaśnię :P
Prosiliśmy o to, by Bóg dał naszemu światu, naszej ojczyźnie, naszej
Warszawie, wspólnotom i rodzinom ludzi, którzy będą w nich prawdziwymi
świadkami Chrystusa. Tak jak Maryja była oparciem dla Apostołów
oczekujących na Ducha Świętego w wieczerniku, tak i dzisiaj dla nas może
być źródłem pokoju w zmaganiach z lękiem i wątpliwościami codzienności.
Być prawdziwym świadkiem Chrystusa, to być Jego uczniem zawierzyć mu swoje życie, obawy i lęki związane z naszym życiem. Być świadkiem to nie zdezerterować jak mówił Jan Paweł II, głosić Ewangelię w porę i nie porę!
Od razu zadałem sobie pytanie na początku pielgrzymki jakim ja jestem świadkiem Ewangelii? Czy się nie wstydzę Chrystusa?
Od razu zadałem sobie pytanie na początku pielgrzymki jakim ja jestem świadkiem Ewangelii? Czy się nie wstydzę Chrystusa?
Bywa z tym różnie wiem jedno, nie jest z tym idealnie, czyli tak jak ja bym chciał. Bycie świadkiem to bycie człowiekiem radosnym, mieć radość płynącą z Ewangelii!!! Moi znajomi uważają, ze jestem zbyt poważny, muszę trochę popracować nad sobą heh.
Zrozumiałem jedno że trzeba mi się jeszcze raz powtórnie narodzić dla Ewangelii, jeszcze raz muszę Ją przyjąć jako swój drogowskaz w życiu.
Czuję obecność Boga, wiem że On mie nie zawiedzie. Nie jestem sam – Ty mnie prowadzisz. Choćbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną...
Czuję obecność Boga, wiem że On mie nie zawiedzie. Nie jestem sam – Ty mnie prowadzisz. Choćbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną...
Bardzo w tym roku trawiłem słowa Jana Pawła II które kiedyś skierował do młodych ludzi:
"Wyrusz w drogę. Nie zadowalaj się
dyskutowaniem; nie czekaj, aby zrobić coś dobrego, na okazje, które może
nigdy się nie pojawią. Już nadszedł czas działania! (…). Wy, młodzi,
jesteście powołani do głoszenia orędzia Ewangelii świadectwem życia.
Kościół potrzebuje waszej energii, waszego entuzjazmu, waszych
młodzieńczych ideałów, aby Ewangelia mogła przenikać w tkankę
społeczeństwa (…). Nie ma czasu, aby wstydzić się Ewangelii. Jest to
raczej czas głoszenia jej na dachach…”.